translate me

czwartek, 8 listopada 2012

11.

Co do Carrefoura się nie myliłam - świeże małże na kilogramy, wszystkie możliwe owoce i - co najważniejsze - posypka! Zaopatrzyłam się więc w imponująco dużą paczkę. 

Dzisiejszy dzień zaczęłam również imponująco, a przynajmniej imponująco wcześnie. Spionizowałam się bowiem już około ósmej i stawiać czoło wyzwaniu dnia zaczęłam. O dziwo nie było to standardowe wyzwanie dnia: kup coś dziwnego i spróbuj nie zjeść wszystkiego naraz. Piątek pod znakiem pakowania. 

Szuflada Do Polski już nie istnieje. To znaczy szuflada sama w sobie istnieje, jej zawartość również, niemniej żyją całkiem już odseparowane. Walizki, sztuk trzy, powoli się zapełniają, powoli tylko dlatego, że zadanie to jest na miarę najwyższego poziomu w Tetrisie. Po powrocie z pewnością mogłabym otworzyć niemały tajwański staragan na Bałuckim. A Mieszkanie Nad Fabryką znów zaczyna trącić chłodkiem.

Trzy tajwańskie tygodnie, które nie wiedzieć czemu i jak, skurczyły się do kilku dni, kończą dziś swe szlachetne istnienie, a wraz z nimi prawo istnienia tracą i Zfabrykinatajwańskie donosy. Z tej okazji życzę sobie tutaj wpisu numer 12, bo z tego, co by to oznaczało, wszystko doskonale sprawę sobie zdaję.


Na chwilę bardzo teraz obecną 725 razy wlazł ktoś do tej Fabryki Na Tajwanie, co leje radość na me spragnione rozgłosu serce, tym bardziej, iż wiem, żem strony celowo nie odświeżała. 

Pożegnałabym się po chiński, ale nie mam pojęcia jak tutejsze do widzenia brzmi. Zatem adieu!

1 komentarz: